poniedziałek, 30 listopada 2009
niedziela, 8 listopada 2009
ehh
Głuche pianie koguta
Wstajesz rano i jak co dzień słyszysz jak ktoś budzi słonce, co dzień. Ale dziś nie, było cicho.
Głucho, ciemno. Nikt nie obudził słońca dziś. Rozglądasz się, wszyscy przyglądają się w niebo. W ten srebrny księżyc jakby wyczekiwali cudu. Pojawia jeden wyk, jeden krzyk, jeden jęk, niczym skręcanie się metalu ze rdzy. Huśtawki zaczęły poruszać się w tle. Czy to koniec świata?
Czy mnie tak strach ogarnął, że nie mogę się odwrócić? ‘Nie nic nie ma' to tylko strach wyolbrzymia wszystko. 'Co z tego ze pusty dom i rodzice wyjechali na trzy dni?. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Wrony wyleciały z za domu (chmara szkodników).Ktoś nadal puka do drzwi, coraz mocniej jakby widział ze jest ktoś w środku. To już koniec, zaraz wejdzie do domu i co? I szto się stanie? Otwierają się lekko drzwi jakby śmierć zadawała ból kropelka wody. Słychać powolne kroki, kierujące się w jego stronę. Nigdy nie było ich tak mało, tak wolne i tak szybko, zarazem najbliższe celu. Nie boisz się odwracasz się w stronę drzwi chcesz wiedzieć, kim jest napastnik. AAAAaaaa!!!! Rozległ się krzyk z pobliskich domków. Krzyk i cisza, krzyk i cisza. Nadchodzi już wiesz, ze stanie się coś złego. Otwierają się drzwi i wylania się wysoka zakapturzona postać. Sięga po coś ręka do pasa i wyciąga wielki srebrzysty jak księżyc w pełni miecz.
Jeden jego ruch i.....
Perła
Wrzucona do rzeki jak zwykły kamień. Brutalnie potraktowana. Być może marzyłaby być taka jak inne kamienie traktowana na złe i na dobre. Jak w serialu dla bezdomnych życie kończy się we łzach i w biedzie i dlaczego nikt nie mógł pomoc bidnej perle? Czy to już ma tak być, że każdy będzie nią rzucał do wody i traktować jak inne kamienie?
Nadeszła zima, rzekę pokrył lód i smutek, a perła znalazła swój nowy dom. Zadomowiła się i przyzwyczaiła się na nowo. Aż tu nagle, ni stad ni z owad. Perłę podnosi chłopiec. Przygląda się i chowa w kieszeni. A perła swym stanowczym tonem zamierzyła sobie ze nie wyjdzie, że skorupy. Nie dla tego piękność jest stworzona. Chce do domu, chce do rzeki, do tego, aby być jak te zwykle kamienie...
Oddech
Spokojny jak zawsze. Serce bije wolno, aby zatrzymać jak najwięcej czasu dla siebie. Ospale wali jak młot o ścianę, na raz pompuje cala krew. Wyklucza niepotrzebne ruchy, aby przygotować się do większej ilości wody. Zaraz się zacznie, a serce dalej będzie waliło jak młotem o ścianę. Nadejdzie niedługo rozczepcie wojny. Jeden głębszy wdech i reakcja dalsza wydech. Napinasz mięśnie i działasz.
Nieszczęście
Otwierasz oczy jak każdego dnia pierwsze, co widzę to pusta ściana, kable doprowadzające prąd do rożnych urządzeń. Na tej pustej ścianie nie ma nic oprócz brudnych śladów palców. Znowu zamykasz oczy, aby powrócić do tych szczęśliwych marzeń sennych. Zamykasz oczy i widzisz to, co najbardziej pragniesz na świecie. Możesz powiedzieć jak tam jest, lecz tego ślicznego widoku nie da się opisać. I nagle ktoś wylał czarna farbę na tło, wielka czarna plama, w której widzi swą przyszłość, obok dziewczyny z trójka dzieci w wielkim domu z choinką po środku pokoju.
Trzask prask do domu wbiega odział terrorystów i morduje wszystkich. Zmieniasz kanał a tam jedno i to samo. Zimne dziady, które chcą dać coś do myślenia. Otwierasz oczy bierzesz czarna farbę i wylewasz na ścianę. Chcesz o tym pamiętać do końca życia.
środa, 4 listopada 2009
cd wszytskeigo
Nie wybaczysz tego sobie
Stal, piękna stal a pod gardłem ja masz.
Czas na śmierć, lecz nie wybaczysz se.
Za tę złość na tym świecie, wyładuj się.
Stal, piękna stal, a pod gardłem ja masz.
Jeden ruch i podetniesz to, co chcesz.
Pociągając po skórze i ścinasz włosy swe.
Stal, zimna stal, a zabijać nie nadszedł czas.
Cmentarz
Wychodzisz z domu, aby zwiedzić las. Jak co dzień biegniesz przed siebie?·Po co? Twierdzisz, ze dla kondycji, lecz zwiedzasz powoli świat.
A dziś wybrałeś właśnie las. Nie byle, jaki, mglisty o poranku, gesty tak ze ledwo się przeciskał a już nie mówiąc, aby biec.
Ale nie poddajesz się właśnie idziesz ciekawy, co dalej jest. Słońce właśnie na horyzoncie wygląda jak kątomierz. Jakby ktoś chciał wyliczyć kąt nachylenia od płaszczyzny przebicia promienia słońca do skrajności ziemi w czasie świetlnym.
Wyłaniają się małe kamienne groby. Lecz z innymi znakami, jakieś kreski i kropki tworzą alfabet liter nieznanych dla niego.( Japoński z chińskim połączony, z czego wyszedł koślawy arabski z ruskim.)
Podchodzisz bliżej jednego z nich. Wygląda niczym grobowiec dawnych królów. Na pokrywie wyrzeźbiony jest pomnik nieboszczyka. Mały brodaty jakby krasnolud z krainy fantazji.
Nagle szelest. Śmiech. Płacz i krzyk. Znieruchomiałeś a mięśnie odmawiały dalszego biegu.
Szybko przypomniałeś siebie dawno zapomniana modlitwę.
Zaczynasz się modlić, myśleć o Bogu. Przypomniał sobie o nim w najgorszej chwili w życiu.
I tak czekana zbawienie, modląc się cicho kurczowo ściskając krzyż, który nosi na szyi.
...Szelest liści i powiew wiatru zaskakują go....Już wie ze ktoś czai się zanim szybkim ruchem odwraca się i nikogo nie widzi… Nikogo niema... Powraca do poprzedniej pozycji i niczego nie ma. Jakby sen, wszystko zniknęło i pojawił się ten sam las, do którego wbiegł i te same wschodzące słonce.
Wiele razy jeszcze tamtędy biegał, ale niczego nie znalazł.