środa, 28 października 2009

opowiadania

Sen

Mały dzieciak zasypia dziś snem kamiennym. Jeszcze nie wie, co mu się przyśni.
Był w starym lesie, gdzie jechał rowerem.
Był wyczerpany, lecz nie poddał się.
Jechał tak, co najmniej dwie godziny.
Kierował się na zachód, aby dogonić słońce zachodzące na horyzoncie.
Cały dygotał ze strachu przed ciemnością go ogarniającą.
Już w oddali słychać pohukiwanie sów, które przebudzają się ze snu.
Nagle! Błysk pojawił się w jego koncie oka. Słychać szum i niespodziewany podmuch wiatru uderza go w plecy. Przyspieszył.
Goniąc się z czasem, aby dogonić słońce zachodzące na horyzoncie.
Już tylko chwila. Już tylko sekundy dzielą go od zmierzchu i hałasu ciszy, od szumu lasu i odgłosów sów. Jedzie tak sam przez cały las, towarzysz mu tylko nadzieja w sercu, ze jeszcze te słonce zobaczy.
Zimno, przenikliwe zimno ogarnęło chłopca nagle. Nie chce już żyć, nie dziś, nie tu.
Chce umrzeć. Chce skonać, położyć się i zasnąć na wieczność.
Sen, snem, życia, bycia i istnieniem, człowieka.
Spać tak jak śni dziecko.
Rozległ się dzwonek, a nauczycielka nad głowa stoi z założonymi rękami, z uśmiechem na twarzy.
- Chłopczę czy ty wiesz, że rozmawiasz przez sen?


Liść

Obłąkanie spada na ziemie.
Jak kartka papieru noszona przez wiatr?·I łapiesz ja w locie, jakby przeznaczenie przywiodło ja do ciebie. Czytasz z niedowierzaniem.
Zbyt piękne to słowa, zbyt piękne by na głos przeczytać, za piękne by przepisać je tutaj.
Smutek z radością mieszają się w chwili tej.
Krok goni krok, noga za noga, przeprowadza przez kilometry papieru, aby zapomnieć. Aby zapomnieć, aby zapomnieć o świecie.
Jak liść dążący do ukojenia swego bólu lotu?···Masz ten dar

Widzisz wszystko, obserwujesz życie, każde spojrzenie daje ci kolejne dni życia.
To jak pozytywka, nakręcasz i rozbrzmiewa już śliczna melodia, ładnie prezentuje się na półce. Lecz kiedyś się skończy.
Każde spojrzenie przedłuża jej życie, nadal piękna melodia w tle, lecz pusta w środku.
Działa jak maszyna, a z wyglądu ładna.
Spojrzenie ratuje życie, lecz wolałbym być ślepy, nijeżeli widzieć ją.


Droga do odwagi

Zaprząta ci coś głowę. Ktoś, kto nie daje ci spokoju.
Strasznie ci się podoba. Czemu tylko chodzi w grupie? Walka ze smokiem była by prostsza, nijeżeli zagadanie do niej.
Stresu, co niemiara no i po co? Dlaczego ten stres? Czy to chęć tego, aby coś wyszło? Aby coś się zmieniło? To to nadaje paliwo i pęd stresowi? A towarzyszy ci wszędzie.
Mija już tydzień, a ty tylko uśmiechać się potrafisz. W myślach mówisz cześć, lecz to nic wielkiego dla niej pewnie nie jest, a dla cię zaś to jak przepaść do przeskoczenia.
Znajdujesz tyczkę, obrazująca twą odwagę. Zastanawiasz się tylko, na jak długo ci wystarczy. W końcu odpowiadasz zwykle "cześć", oddalając się od pokusy pobiegnięcia, ocieknięcia w przestrzeń, gdzieś się schowania i nie dania się znaleźć. Spalasz się ze wstydu.
Reszta odwagi nadaje ci rytm i uśmiechasz się i czekasz, choć na promyk z jej oczu, chociaż na to, aby odwzajemniła uśmiech.
I nagle się pojawił i już cały dzień jest piękny.
Piękny jak jej uśmiech.

środa, 7 października 2009

rękodzieło

Kartka

Biała kartka, ·po co brudzić długopisem...
Czysta kartka, ·czy uniesie słowa moim pismem..?
Biała kartka, ·dziś świeci bielą...
Czysta kartka, ·ludzie zamazać jej się nie ośmiela...

Gorycz

Minuty wylewają się w godziny.
Godziny wykrwawiają się w dni.
Dni naliczają lata, niezapomnianej winy.
Czuje gorycz, lecz pamiętam lepsze dni.